25 sierpnia 2013

Post-apo, wybraniec, trudna misja...


Tytuł: Metro 2033/2034


Autor: Dmitrij Głuchowski

Wydawca: Insignis
Data wydania: 2005/2010
Liczba stron: 592/498
Oprawa: Miękka
Gatunek: Fantastyka postapokaliptyczna
Cena: 37,49

  

  





      ....czyli klasyczna konstrukcja dobrego science fiction osadzonego w realnym świecie. Pomysł, jaki przedstawia nam Dmitrij Głuchowski na konstrukcję uniwersum Metro (bo o Metro 2033 i Metro 2034 tutaj mowa) nie jest niczym niespotykanym, a wręcz dość popularnym w świecie sztuki, multimediów, itp.. Jestem jednak skłonny przystać na tą propozycję, głównie ze względu na wielkie możliwości jej rozbudowy, a ta autorowi się udała.
     
        Zanim przejdziemy do refleksji na temat książek, chciałbym skupić się na jej wydaniu. Pierwsza część trylogii (tak, trwają prace, teraz pewnie końcowe nad Metro 2035) zrobiona jest schludnie, tylko denerwuje zmazujący się napis na okładce (po co coś takiego robić? komu to potrzebne?). Druga część jest z kolei, jak już wielu ludzi zauważyło, stworzona w taki sposób, by być objętościowo porównywalna do poprzedniczki, co sprawia że koszt zakupu wzrasta. Nie mogę mieć natomiast zastrzeżeń do czcionki, gdyż jako człowiek ze słabym wzrokiem lubię duże napisy, litery. Ostatnią sprawą techniczno-fizyczną książek jest, moim zdaniem, popełnienie kilku błędów, prawdopodobnie gramatycznych, fleksyjnych, które sprawiają że czytelnik poczuwa się do bycia dyslektykiem. Niestety nie zaznaczyłem sobie tych fragmentów. Przejdźmy teraz do najważniejszej, fabularnej kwestii rozważań.

       W pierwszej autor skrupulatnie wprowadza nas w klimat metra wraz z Artemem, który jako młody człowiek wybiera się na "podróż dojrzałości". Z każdą chwilą chce się pochłaniać kolejne strony, bo będzie w nich coś nowego, zaskakującego (mnie trochę mniej zaskakiwało, bo grałem wcześniej w Metro 2033 i mimo, że są w nieznacznym stopniu podobne, to przepowiadałem sobie kolejne fakty). Nie chcę aby to był spoiler, więc powiem tylko, że najbardziej w pamięć zapadło mi kilka rzeczy:
1) inteligentna rasa, której istnienia jestem zwolennikiem gdzieś we wszechświecie (niekoniecznie jako etap ewolucji po wybuchu bomby atomowej).
2) Postacie Huntera i Chana, których brakowało mi do końca.
3) Staruszek Michaił Porfiriewicz, wyglądający na niezwykle inteligentnego człowieka.
4) Bibliotekarze, którzy akurat w grze mieli piękne zielone, ludzkie oczy, więc tak sobie ich      wyobrażałem podczas czytania.
5) Rozmowa o życiu, które posiada swoją przyczynę, fabułę itp.
6) Końcowa scena, którą odczytałem słuchając w tle utworu "Overcast Sorrow" w wykonaniu zespołu Hammock. Szklane oczy murowane.
     
      Co do Ewangelii według Artema, to moim zdaniem jest to po prostu jego spowiedź. Piękna, dotykająca, poruszająca.

     Druga część to w zasadzie historia Huntera, którego tak brakowało mi od momentu rozstania z Artemem w pierwszej części. Dużo oboższa fabuła, w zasadzie kopia Metro 2033, postacie niezbyt zapadające w pamięć (poza Hunterem i ojcem Saszy). Jest także więcej akcji względem objętości książki niż w pierwszej części. Nie mniej została troszkę bardziej topornie napisana, lekko naciągana i chyba tylko tragiczny los Myśliwego ratuje tą część. Na wszystkie te niedociągnięcia troszkę przymknąłem oko ze względu na uwielbienie post-apokaliptycznych klimatów.

     Na koniec chciałbym dodać, że cieszę się z faktu iż Dmitrij Głuchowski czerpał z Lema (absolut z Solarisa=inteligentna masa na Kremlu z Metro 2033), z Fallout'a 1 i 2 (jako wybraniec, cudowne dziecko, które może uratować i tak już zniszczony świat i przetrzebioną cywilizację). Wiadomo kim jest dla literatury nasz wspaniały Stanisław Lem, wychowanek pokolenia Kolumbów, a także czym w świecie gier wideo/komputerowych jest Fallout.

Myślę, że to tyle, jeżeli idzie o moje refleksje związane z Metro.





        


1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ksiązka wydaje się bardzo ciekawa, w wolnej chwili postaram się sięgnąć po nią ;)

Prześlij komentarz